sobota, 4 marca 2017

:ŁŚ Magazine: Naturalny mrok - wywiad z Veenstra


Veenstra zespół z Ameryki Południowej, który brzmi jak najlepsze kolektywy ze wspaniałej Islandii z ich gęstą, wielowarstwową muzyką. Niezwykłe brzmienie. Miałem przyjemność porozmawiać z nimi i zapytać o to jak to jest być tak mrocznym w kraju karnawału, o Anę, bohaterkę ich najnowszej płyty i o turnee koncertowe po Amazonii. Obrigado, Lorenzo i spółka!


ŁŚ: Na początek o nazwie. Internet zna kilkoro ludzi o takim nazwisku - Johanna Veenstra, misjonarka, Johan Veenstra, poeta. Wasza nazwa wzięła się od któregoś z nich? Czy to coś głębszego?

V: Nigdy nie zbadaliśmy tej nazwy należycie, a może powinniśmy. W 2011 Lorenzo wraz z koleżanką zaczął pisać scenariusze filmowe i postanowili podpisywać się pod nimi jednym pseudonimem. Ona wymyśliła wtedy François Veenstra. Tego samego roku Lorenzo nagrał swoją pierwszą piosenkę i spytał jej czy mogę użyć ich wymyślonego nazwiska również do swojego projektu.

Opisujecie swoją muzykę jako “dźwięki lasu, miasta, morza i tego, co poza”. Czy stąd czerpiecie inspirację? Co to dla was oznacza? No i co leży “poza”?

Ta fraza opisuje nas od samego początku naszego projektu. Na początku było to bardzo dosłowne. Pierwsze trzy albumy były w dużym stopniu inspirowane i poświęcone tym trzem motywom, odpowiednio morzu, lasu i miastu. Nasze najnowsze dzieło nie odwołuje się już do nich dosłownie, ale nasze życia już w ogromnym stopniu tak. “Poza” mną i zespołem jest zawsze odbiorca, który jest zapalnikiem i mieszkańcem świata, ma go we władaniu i decyduje jak będzie go postrzegał.

Phil Elverum
A wasze muzyczne inspiracje? Jakie zespoły miały/mają wpływ na to, że Veenstra robi tak dobrą muzykę?

Przede wszystkim The Microphones/Mount Eerie (dzieła Phila Elverum). Nie mam pojęcia jak on to dokładnie zrobił, ale przez swoją muzykę przekazał mi, że nie potrzeba drogiego sprzętu, że wystarczy mi chęć do tworzenia - a to jest nie do przecenienia. Gdy do zespołu dołączali kolejni ludzie, inspiracje się wymieszały, a z tej mieszanki powstało bardziej złożone brzmienie. Niektóre gitarowe fragmenty wzorowane są na obcym klimacie grup takich jak The Antlers. Interesujemy się też eksperymentalnymi technikami miksowania i harmonią wokalną, na które wpływ ma Sufjan Stevens.

Wasza muzyka jest gęsta od mistycznej atmosfery, takiej, którą kojarzę raczej ze skandynawskimi wykonawcami. Tymczasem Brazylia to dla wielu kraj samby i karnawału. Jak to jest, że tworzycie tam tak “północną” muzykę? Czy w ogóle tak to postrzegacie czy to tylko mój europejski punkt widzenia?

Tu w Brazylii jesteśmy non-stop bombardowani północnoamerykańską/europejską muzyką i wielu z nas przez większość czasu nie szanuje przez to naszych krajowych projektów. Nawet jeśli zdajemy sobie sprawę z istnienia prawdziwej brazylijskiej muzyki to nasze uszy są i tak przyzwyczajone do muzyki zagranicznej - i to słychać w naszych kompozycjach. Z drugiej strony, podczas naszej ostatniej podróży wgłąb Brazylii zaczęliśmy mieć więcej kontaktu z naszą własną kulturą i wydaje nam się, ze od tej pory nasze brzmienie straci trochę tego europejskiego posmaku a będzie bardziej w zgodzie z naszym otoczeniem.

Map of the Limbo
“Map of the Limbo” to już wasz czwarty album jeśli dobrze liczę. Ale trzy wcześniejsze nagraliście ponad trzy lata temu i miały one tworzyć trylogię. Czy “Map of the Limbo” to bardziej ich kontynuacja czy nowy rozdział dla Veenstry?

I to i to. Wciąż jest na niej kilka tematów i scenariuszy podobnych do tych z poprzednich płyt ale jako projekt, to jest całkiem nowy początek. Nad “Map of the Limbo” pracowaliśmy przez prawie trzy lata, odbywając próby, nagrywając i produkując ją wspólnie w przeciwieństwie do tego gdy Lorenzo pracował sam w swojej sypialni przez kilka tygodni. Jedyną rzeczą, która jest teraz tylko jego dziełem są teksty i pierwszy, ogólny pomysł na album. Czujemy, jakby to była tak naprawdę pierwsza płyta Veenstry bo teraz to bardziej funkcjonuje jako zespół, a nie projekt solowy.

Album opowiada historię jednej osoby. A może jednak nie? Możecie powiedzieć kim jest Ana?

Ana to osoba, która nie potrafi zmierzyć się z faktem, że życie nie jest nigdy proste więc ciągle gdzieś pędzi z poczuciem, że najpierw musi znaleźć “prawdziwą siebie” i wszystkie odpowiedzi zanim otworzy się na świat. Tych odpowiedzi tu nie ma ale mówi się, że gdzieś tam istnieją więc Ana wyrusza, pędzi po raz kolejny. Potem odkrywa ten nowy świat - chaotyczny i bezkresny, czasem piękny, czasem wypełniony przemocą.



Jaki z tego wniosek? Naprawdę uważacie, że nie ma czegoś takiego jak mapa limbo? Ludzie naprawde muszą ufać własnym wyborom? Własnym ścieżkom?

Lorenzo: Jak we wszystkich historiach opowiadanych przez Veenstrę bohaterowie wzorowani są na prawdziwych wydarzeniach z mojego życia, a więc krytykuję sam siebie. Kiedyś byłem jak Ana - myślałem, że relacje międzyludzkie to jeden wielki ściek, że to jak zbudowany jest świat zwiastuje jego rychły koniec, że odpowiedzi są gdzieś daleko. Mogę pisać tylko o tym, bo to przeżyłem i z tego wyszedłem.

Atmosfera na waszym krążku jest niebywale gęsta - trochę mroczna, trochę smutna, trochę epicka. Jak udało się wam ją stworzyć? Czy to jest coś, co przyszło wam naturalnie?

Przyszło to naturalnie jako produkt uboczny okresu, w którym powstawała muzyka. Gdy tworzyliśmy album współpracowaliśmy całym zespołem budując powolną i mroczną atmosferę, choć indywidualnie nie wszyscy z nas tacy są na co dzień. Komponowaliśmy też nasze utwory uważnie, tak by narracja i muzyka się ze sobą zgadzały. Jako że narracja jest gęsta, epicka a czasem cokolwiek przerażająca musieliśmy to wziąć pod uwagę komponując do niej “soundtrack”.

Zespół w Plácido de Castro
Dowiedziałem się wcześniej, że odbyliście turnee po “odległych rejonach” Brazylii. Możecie powiedzieć o tym coś więcej? Moja wyobraźnia zrywa się z łańcucha, muszę przyznać, ale nie koncertowaliście w Amazonii, prawda? A może…?

Graliśmy w Rio Blanco i odbyliśmy rytuał ayahuasca z plemieniem Huni Kuî w Plácido de Castro, obie miejscowości znajdują się w stanie Acre. Graliśmy też w Porto Velho a Ariquemes w stanie Rondônia. Oba te stany są częścią Amazonii. Poza tym graliśmy tez w Cuiabie i Campo Grande w pobliżu Pantanal, największych terenach zalewowych na świecie. Doszliśmy do wniosku, że trasa koncertowa po tych mniej oczywistych miejscach była najlepszą decyzją w dziejach naszego zespołu. Bardzo dzięki niej urośliśmy (jako zespół i jako osoby)  i czujemy się zmotywowani by dalej wspierać naszą kulturę i społeczeństwo.

Więcej o "Map of the Limbo" przeczytacie tutaj. Sprawdźcie też Facebooka i Bandcamp zespołu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz