Piszą o sobie, że są z Grenlandii, ale na cover arcie umieścili fantastyczną pracę Noela Kernsa rodem z Dzikiego Zachodu. Za to w swojej muzyce pokazuje dlaczego czerpią z pustkowi, obojętnie czy lodowych czy pustynnych. Ich nastrojowa, intymna i poruszająca elektronika ma coś z tych spokojniejszych utworów Chrisa Cornera w udowadnianiu, że jest odpowiednim medium do przekazywania melancholii.
Między jednocześnie ciepłym i odświeżającymi wokalami na płycie Fogscape hula wiatr, przez co płyta brzmi jak wykonywana w tej szopie o dziurawych ścianach z okładki. Co chwila słychać również kolejne dźwięki przypominające o oryginalności tej muzycznej konstrukcji z płaczliwym skrzypieniem w "Encounters" na czele. Do atmosfery pierwszej części płyty dostosowuje się też powolne tempo i przejmujący wokal.
Tymczasem "Aftermath" wprowadza na chwilę żwawsze tempo. Najważniejsze jednak, że projekt potrafi zachować wyróżniającą go intymną atmosferę czy to przy bardziej tanecznej formie, czy w utrzymanym w konwencji dialogu "Eidolon" tam samo jak w nostalgicznych balladach. Godne polecenia.
"Badlands" kosztuje tyle, ile zechcesz zapłacić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz