Połączona miłością do muzycznego hałasu lat 90-tych, grupa z Portland wydała właśnie króciutką EP-kę, która jednak jeszcze długo będzie wybrzmiewać w moich shoegaze'ujących uszach.
Po raz kolejny muszę napisać, że shoegaze shoegaze'owi nierówny. Podczas, gdy niektórzy wolą zabrudzony post-punk w stylu The Jesus And Mary Chain albo nieporządny pop a'la Lush, inni, na przykład Visiting Diplomats, koncentrują się na ścianie dźwięku i zderzeniu o nią delikatności melodii i wokalu. O ten ostatni dba Sarah Van Horn (a dalej na płycie też Michaela Lyncha) i robi to fantastycznie. Przez wszechobecny hałas ledwo go słychać, jednak warto się przysłuchać i wyłowić przepiękny refren w najlepszym moim zdaniem kawałku, otwierającym wydawnictwo "Let Go".
Ten utwór, tak jak dwa pozostałe, przesiąknięty jest żalem, traumą i przechodzeniem przez nią po rozstaniu. Głos Van Horn brzmi jak stworzony do takich opowieści. "Ocean" jest już nieco bardziej skoczny, a w "Between the Walls" słychać okropnie dużo nostalgii. Fantastycznym pomysłem jest również wplecenie w ten porywający shoegaze dźwięków trąbki.
Wszystko w zespole, łącznie z jego nazwą i okładką płyty zdradza nostalgię za końcówką ubiegłego wieku. I wszystko brzmi genialnie, a "Let Go" to jeden z ważniejszych dla mnie przebojów lutego.
"Big Swell" można mieć za niecałe 13 złotych (3 USD).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz