Włoskie Divenere to absolutnie nie są debiutanci, budują swoją markę na półwyspie Apenińskim już od kilkunastu lat. Ich nowa płyta pokazuje dlaczego. Ciepły i głośny shoegaze to najlepsze, co można sobie wyobrazić w czasie tego zimnego przedwiośnia. Albo, gdy ktoś mówi do ciebie "żegnaj".
Włosi mają o sobie wyrobione zdanie, piszą, że chcą grać "wygodne dźwięki otulone reverbami, nie zamykając się w ramach żadnego konkretnego gatunku". Potem następuje kolejne poetyckie zdanie, z którego wynika, że nie obce jest dla nich granie rocka, shoegaze'u, indie czy nawet popu, tak jak "słoneczny dzień potrafi stać się nagle melancholijnie burzowym".
Te nawiązania do popu mają dużo sensu, gdy po przesłuchaniu "Forever" odkryjesz, że żadna piosenka nie odstawała poziomem, że każda zapadła w pamięć swoją melodią i klimatem. Ten ostatni jest senny i rozmyty, tak jak senne i rozmyte jest zdjęcie zespołu. Każdy utwór wart jest zapamiętania i to niezależnie od tego, czy czaruje nastrojowym wokalem (znakomite "Floating") czy jest symfonią hałaśliwej nostalgii zagranej "jedynie" na instrumentach ("Willy Wonka"). Muzyka piękna jak ilustracja na okładce albumu.
"Forever" kosztuje 30 złotych (7 EUR).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz