Jérémie Renoir tworzy w Paryżu i właśnie wydał debiutancką EP-kę, zgodnie z zapowiedziami, w taki właśnie sposób będzie porozumiewał się z fanami, omijając dłuższe wydawnictwa. Francuz porównywany jest do największych z Björk, Leonardem Cohenem i Davidem Lynchem na czele ale przede wszystkim pokazuje na tyle dużo własnego charakteru, że nie musi bać się zaszufladkowania.
Najważniejsze w muzyce Renoir jest zdecydowanie jego głos. Niski, pełen apetycznych szelestów i głęboki jak bezdenna studnia. Nawet, gdy miejscami zajęty jest wspinaczką w wyższe oktawy czy nawet w urokliwych chórkach ("The Rock") skupia na sobie całą uwagę słuchającego. Mimo porównań z Cohenem czy Chetem Fakerem, dla mnie jest wystarczająco oryginalny i wybijający się na tle obecnych wokali by sam w sobie przyciągać słuchaczy jak magnes.
Muzyka artysty to przede wszystkim ciężko brzmiące klawisze pianina i delikatna elektronika szumiąca lub wybijająca rytm w tle. Ta ostatnia, często nieortodoksyjnie rytmiczna przywołują na myśl wspomnianą Björk jednak jest mimo wszystko mniej eksperymentalna niż ostatnie dokonania Islandki. Jest idealną mieszanką ambitnej elektroniki z popową przebojowością.
EP-ka jest do nabycia za ile zechcesz zapłacić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz