Warszawskie Those Who Dream By Day wydali w końcu jeden z najbardziej oczekiwanych debiutów tego roku w Polsce. Po bardzo dobrze przyjętej EP-ce z zeszłego roku, sporo sobie po nim obiecywałem. Mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy słuchając "Glad to be...".
Płyta ma w założeniu być concept albumem poświęconym przyjaźni łączącej muzyków zespołu oraz przedstawiać uczucia towarzyszące im przez ostatnie lata. Wygląda na to, że były one same pozytywne, tak wynika z tytułów utworów, a także z samej muzyki. Bo mimo że Polacy potrafią się zapomnieć i nieźle przyfanzolić hałasem ("...back on the PLAYGROUND" chociażby) to tempo, zróżnicowane kompozycje i wolność, którą obdarzają gitary brzmi wręcz wesoło, żeby nie powiedzieć ekscytująco.
Prawdopodobnie najlepszą charakterystyką muzyków jest jednak filmowy cytat w "...on the LAST SUMMER DAY" bo chłopcy i dziewczęta, których ciekawość wiedzie ich w najdziwniejsze miejsca nie może być o kimś innym. A propos miejsc, oczywiście rzuciłem się do sprawdzania koordynatów z utworu numer pięć i wygląda na to, że zespół cieszy się z bycia gdzieś w okolicach Jurgów pod Szczytnem. A muzycznie gdzieś poza instrumentalnym post-rockiem bo jako jedyny zawiera przestrzenny wokal.
"Glad to be..." kosztuje tyle, ile zadecydujesz się zapłacić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz