Pisanie tutaj o tak głośnych tytułach jak najnowszy album krakowskiej Hańby nie ma prawdopodobnie większego sensu. Nie takie tuzy dziennikarstwa muzycznego i dziennikarstwa w ogóle zauważyły punkowy hałas z galicyjskiego podwórka sprzed stu lat. Niemniej, płyta dostępna jest na Bandcampie, a Hańba to obecnie mój ulubiony polski zespół. Pofolguję więc sobie.
Na początku szok. Dopiero po przesłuchaniu całej płyty pogodziłem się z jakością dźwięku na tej płycie. Brzmi ona po prostu niemal jak znaleziony na strychu winyl, który zanim zostanie odtworzony musi być solidnie pozbawiony grubej warstwy kurzu. W porównaniu do zupełnie nowoczesnych dźwięków debiutu Hańby, przeskok jest duży. Na początku zgrzytały mi zęby, potem doszedłem do wniosku, że tak właśnie ma być by być konsekwentnym. Tak ma sens. I potajemnie domagam się nagrania debiutu raz jeszcze, tym razem w zgodzie z brzmieniem epoki.
Co więcej, taki dźwięk na albumie jeszcze bardziej zachęca do chodzenia na koncerty, które są, co tu kryć, fenomenalne. A repertuar na "Będą bić" jest co najmniej tak samo dobry jak na poprzednim albumie. Krótkie, wwiercające się w głowę punkowe interpretacje tekstów poetów z epoki. Ciężko powiedzieć, który kawałek najlepszy, pewnie coś z tria "Piosenka młodych faszystów", "Polak zbrojny" i "Żyda bić". Trzeba słuchać póki można.
"Będą bić" do kupienia jest za 21 złotych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz