Songes, tajemniczy zespół z południowej Francji, nie mówi o sobie prawie nic. Ale nie ma potrzeby bo na koniec roku wydał doskonały, być może jeden z najlepszych w ostatnich dwunastu miesiącach album z mrocznym post-rockiem.
Wszystko zaczyna się prawdziwą uwerturą, w której klimat od razu robi się gęsty, że można kroić go nożem. Powolne tempo i mroczne, choć niegłośne jeszcze gitary, a do tego wygrywające melodię klawisze (w pewnym momencie naprawdę wirtuozerskie) oraz chór potępionych dusz w tle. Doskonała przygrywka do reszty.
Ale przytup zaczyna się dopiero od "Mahmuda". Wtedy gitary zaczynają być naprawdę głośne i, trzeba przyznać, niezwykle interesujące brzmieniem. Współpraca gitar z elektroniką i klawiszami tworzy jedno z najbardziej oryginalnych post-rockowych brzmień ostatniego czasu. Ciekawe pomysły na rozwinięcie utworu ("Mahmud" znowu), dziwne dźwięki (rechocząca żaba w "Filature") czy użycie brzmienia organów w "L.A. Beat" dodają całości nieprzewidywalności.
Jeśli to jest dopiero prolog to nie mogę się już doczekać rozwinięcia.
Ale przytup zaczyna się dopiero od "Mahmuda". Wtedy gitary zaczynają być naprawdę głośne i, trzeba przyznać, niezwykle interesujące brzmieniem. Współpraca gitar z elektroniką i klawiszami tworzy jedno z najbardziej oryginalnych post-rockowych brzmień ostatniego czasu. Ciekawe pomysły na rozwinięcie utworu ("Mahmud" znowu), dziwne dźwięki (rechocząca żaba w "Filature") czy użycie brzmienia organów w "L.A. Beat" dodają całości nieprzewidywalności.
Jeśli to jest dopiero prolog to nie mogę się już doczekać rozwinięcia.
"Prologue" kosztuje tyle ile zdecydujesz się zapłacić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz