wtorek, 31 stycznia 2017

By Night With Spear - Seeing In The Dark (2017) EN


By Night With Spear of New York is a dreampop with drums. Very much drums. Among their inspirations, the band name all of the great - MBV, Slowdive, TJaMC, Killing Joke, but I would also add Dead Can Dance to this list. And probably some more. Inspirations are important, but BNWS can add quite a lot of their own things.

The character of the band is shaped by the super airy, high-pitched whispering of Anaben, the vocalist, and marching drums in the background. It creates quite surprising and distressing mix you can hardly ignore. The most interesting track is probably "Twenty Nights" in which the distress reaches its peak, although it is calmed by the vocal sounding as if Anaben was hopelessly accepting her fate. Or maybe "Blue Rider" with this surprisingly fast chorus. It's difficult to choose because the album is simply very leveled. On a good level.

"Seeing In The Dark" costs 5.98 USD.



By Night With Spear - Seeing In The Dark (2017) PL


By Night With Spear z Nowego Yorku to dreampop z perkusją. Bardzo perkusją. Zespół wśród inspiracji wymienia wszystkich wielkich - i MBV i Slowdive i TJaMC i Killing Joke, a jednak ja dodałbym do tego jeszcze Dead Can Dance i pewnie parę innych. Inspiracje są ważne, ale BNWS potrafią dodać też wiele od siebie.

Charakter zespołu kształtuje super eteryczny, wysoki szept Anaben na wokalu i marszowa perkusja w tle. Tworzy to dość zaskakujący i niepokojący miks, obok którego nie da się przejść obojętnie. Najciekawszym utworem będzie prawdopodobnie "Twenty Nights", gdzie niepokój osiąga wysokie wartości, mimo że usilnie próbuje je zbić spokojny, prawie że pogodzony z losem wokal. Albo może "Blue Rider" z tym niespodziewanie szybkim refrenem. Ciężko wskazać bo cały krążek jest najzwyczajniej w świecie bardzo równy.

"Seeing In The Dark" kosztuje 25 złotych (5.98 USD).



poniedziałek, 30 stycznia 2017

Coastal Miner - Coastal Miner II (2017) EN


Thanks to Polar Sea Recordings, the one that gave us Clara Engel's album last year, we don't have to be afraid of troubles of sleeping. Coastal Miner is a real glass of milk and honey, a soundtrack for traveling to Morpheus' Realm.

The whole thing is an improvisation on electric guitar and pedals. But the soundscapes generated in a moment sound as if they had been there for thousands of years waiting to be discovered. There's hardly more to write, it has to be experienced on one's own.

There's nothing known about the artist. Although the name of the project is also a name of a small bird from South America. Maybe it's some kind of lead? Or maybe it just means that landscapes are best seen from the bird's perspective, especially a tiny one's.

"Coastal Miner II" is available for "pay-what-you-want".



Coastal Miner - Coastal Miner II (2017) PL


Dzięki Polar Seas Recordings, która wcześniej dała nam album Clary Engel, możemy na początku tego roku przestać obawiać się kłopotów ze snem. Coastal Miner to prawdziwa muzyczna szklanka gorącego mleka z miodem, ścieżka dźwiękowa do osuwania się w objęcia Morfeusza.

Całość to improwizacja na gitarę elektryczna i pedały. Ale wygenerowane w moment muzyczne pejzaże brzmią jakby stały wokół już od tysięcy lat i tylko czekały na kogoś, kto je odkryje. Ciężko pisać więcej, trzeba to zrobić samemu.

Niczego nie wiadomo o artyście. Oprócz tego, że nazwa projektu oznacza dróżniczka brzegowego, małego ptaszka z Ameryki Południowej. Może to jakiś ślad? A może jednak chodzi o to, że pejzaże najlepiej odkrywa się z lotu ptaka, zwłaszcza tak niepozornego.

"Coastal Miner II" jest do wzięcia za "płać-ile-chcesz".



piątek, 27 stycznia 2017

Dayluta Means Kindness - When You're Young You're Invincible (2017) EN


True, almost classical post-rock made in Texas, this time by Dayluta Means Kindness. The band says that they draw inspiration from “those moments of euphoric inspiration that hit you suddenly when you least expect them to”. You can hear the rich imagination in their music which is only stressed by the fact that their first EP was called “The Ground Is Lava” after the play of children burdened with great imagining capability.

“Warzawa” is gloomy but it develops throughout the song (if the band meant the capital city of Poland, they need to check their spelling but it’s explain the gloominess. If they meant West Virginia-based punkrockers, the spelling is correct but the ambiance not really), "When You're Young You're Invincible" is fast and “Fort Lebanon” is epic. As far as music is concerned, it’s fantastic. Tracks are composed in a well-planned way and the sound of three guitars can both amaze with soundscapes and smash to the ground.

The artists are glad that there’s no vocalist in their band because it “provides their listeners the opportunity to create their own narratives to what the songs mean to them”. Can’t argue with that. But it’s still a shame because some titles are meant to be sung (“Young Savagery and General Debauchery”). But listener, sing it by yourself!

“When You’re Young You’re Invincible” can be bought for 7 USD.



Dayluta Means Kindness - When You're Young You're Invincible (2017) PL


Prawdziwy, tradycyjny niemal teksański post-rock, tym razem od Dayluta Means Kindness. Zespół przyznaje, że czerpie najwięcej z tych momentów "euforycznej inspiracji, która dopada cię nagle, gdy najmniej się tego spodziewasz.” W ich muzyce słychać to bogactwo wyobraźni, co tylko jest podkreślone przez fakt, że ich pierwsza EPka nazywała się “The Ground Is Lava” za zabawą dzieci obdarzonych zbytkiem imaginacji.

“Warzawa” jest ponura ale się rozkręca (jeśli teksańczykom chodziło o stolice Polski to muszą poćwiczyć pisownię obcych nazwa, ale to by wyjaśniało ponurość. Jeśli chodziło im o punkowców z Wirginii Zachodniej to zgadza się nazwa ale nie atmosfera utworu), "When You're Young You're Invincible" jest szybkie a "Fort Lebanon" epicki. Muzycznie jest pierwszorzędnie. Kompozycje są przemyślane, a dźwięki trzech gitar potrafią zarówno zachwycić muzycznym pejzażem jak i wgnieść w ziemię. 

Muzycy chwalą sobie fakt, że nie mają wokalisty przez co słuchacze mogą “zbudować swoje własne narracje co do tego, co dane kompozycje dla nich znaczą”. Nie da się temu zaprzeczyć. Jednak trochę też szkoda bo niektóre tytuły aż proszą się o zaśpiewanie (“Young Savagery and General Debauchery”). A więc słuchaczu, zaśpiewaj sobie sam.

“When You’re Young You’re Invincible” można dostać za 28,5 złotego (7USD).



czwartek, 26 stycznia 2017

The Great Stone - Killers and Lovers (2017) EN


The Great Stone come from Columbia, not very well established post-rock land. But this is not what’s the most interesting about the band. You should rather focus on Julian Gaspar in the middle of the band pic, who plays cello. And this  instrument has amazing impact on the band’s sound.

There’s strong lo-fi presence to be felt on the album, not every sound is perfectly clear and there’s some unwanted noise, but it doesn’t mean that the Columbian post-rock is less energetic, especially with those vividly heard guitar. But even the guitar has to give up the lead to the cello. This is the instrument that decides the pace of tracks, gives depth and unique atmosphere - a perfect blending of a classic instrument with modern energy. And it looks amazing in the cover pic.

“Killers And Robbers” is available for 7 USD.



The Great Stone - Killers and Lovers (2017) PL


The Great Stone pochodzą  z Kolumbii, mało znanej post-rockowej krainy. Ale wcale nie to jest u nich najciekawsze, raczej zwrócić uwagę należy na Juliana Gaspara pośrodku zdjęcia, który obsługuje wiolonczelę. A ta ma niezwykły wpływ na brzmienie całego zespołu.

Na płycie słychać ducha lo-fi, nie wszystkie dźwięki są najczystsze, ale nie zakłamuje to energii kolumbijskiego post-rocka z wyrazistą gitarą. Ale i ona musi oddać palmę pierwszeństwa rzeczonej wiolonczeli. To ona dyktuje tempo utworów, nadaje im głębi i oryginalnego ducha. Znakomite połączenie klasycznego instrumentu i współczesnej przebojowości. No i wspaniale prezentuje się ona na okładce. 

Płyta “Killers And Robbers” do nabycia za 28,5 złotego (7 USD).



środa, 25 stycznia 2017

Noyus, Ükku - Warzone EP (2017) EN


Not so long ago we finally got it! The whole world was waiting for the new album by The xx. But meanwhile there appeared our local version of the Scotsmen and it came from Lithuania as the union of two artists - Noyus, the guy, and Ükku, the girl. 

I can't shake off the feeling that "Warzone" is like the mixture of the Romy Madley Croft - Oliver Sim duet with the Polish Kasia - Łukasz whose band Coals is one of the hottest things in our scene. The Lithuanian have perhaps even more in common with the Poles - Ükku's vocal and unsettling music in the background with pulsating drums and unkempt backing vocals. And everything has some of this Lithuanian magic that makes it sound as if it wasn't recorded in Vilnius but somewhere under the stars far away from the city. Perhaps it was.

The duo works  wonderfully - there's perhaps not much of the dialogue-like style of The xx because Noyus and Ükku usually sing simultaneously and complement each other. And it's very electronic and catchy and touching. As the album progresses they really sound like Lithuanian Coals. But it's good. It's very good.

"Warzone"  costs 5 EUR.



Noyus, Ükku - Warzone EP (2017) PL


Nie tak dawno w końcu się doczekaliśmy! Cały świat nie mógł zliczyć dni do oficjalnej premiery nowego albumu The xx. A w międzyczasie zza naszej północnej granicy nadeszła lokalna wersja Szkotów - połączone siły artystów z Litwy Noyusa i Ükku.

Nie mogę pozbyć się wrażenia, że Warzone to jak zmiksowanie duetu Romy Madley Croft - Oliver Sim i naszego Kasia - Łukasz czyli Coals. Zwłaszcza z tym drugim mają sporo wspólnego - wokal Ükku i niepokojące muzyczne tła z pulsującą perkusją i pogmatwanymi chórkami na czele. A do tego wszystko ma w sobie litewską magię, przez co brzmi jak stworzone nie w Wilnie a pod rozgwieżdżonym niebem gdzieś daleko poza miastem. Może i tak było. 

Duet pracuje znakomicie, być może mniej ma z dialogowego stylu The xx bo artyści raczej wchodzą sobie w słowo i dopawiadają swoje kwestie. I jest bardzo elektronicznie. I naprawdę, im dalej w album tym bardziej duet Noyus-Ükku brzmi jak litewskie Coals. Ale to dobrze.

"Warzone" kosztuje 22 złote (5 EUR).



wtorek, 24 stycznia 2017

Giant Surprise - Dive (2016) EN


It's hardly any surprise that a band from California knows how to shoegaze. It's more like a dogma. Bigger surprise is that RIDE didn't reactivate under their own name, they came back as Giant Surprise.

Liste to "Dive" and try not to think you're listening to "Nowhere". Difficult thing. Although the band doesn't point to RIDE as their inspiration (probably as a disguise) I'm not going to believe they're not under RIDE's influence. Similar melodies and shoegaze aesthetics and even... the vocal that sounds like it can be confused with Andy Bell's. Those are only compliments since their music sounds fresh. More like RIDE would like to sound after being so long in the musical afterlife. specially the guitars are full of dreamy energy and create a perfect wall - not too noisy, not too loud, just perfect to dive and swim away.

"Dive" was published by Villains Records can be bought for "pay-what-you-want". Another pleasant surprise.


Giant Surprise - Dive (2016) PL


Trudno za wielką niespodziankę uznać fakt, że ekipa z Kaliforni wie jak gra się shoegaze. To rozumie się samo przez się. Większą niespodzianką jest fakt, że RIDE wcale nie reaktywowało się pod własną nazwą, oni wrócili jako Giant Surprise.

Posłuchajcie "Dive" i spróbujcie uwierzyć, że nie pochodzi z "Nowhere". Ciężko. Mimo, że grupa nie wskazuje RIDE jako swojej inspiracji (zapewne dla zmyłki) nie uwierzę, że nie jest pod ich wpływem. Podobne melodie i shoegaze'owa estetyka a nawet... wokal, który z łatwością pomylić można ze śpiewającym Andy Bellem. To same komplementy bo muzyka wcale nie brzmi wtórnie. Raczej tak, jak RIDE chcieliby brzmieć po powrocie z muzycznych zaświatów. Zwłaszcza sekcja gitarowa jest pełna onirycznej energii i tworzy idealną ścianę - nie nazbyt charczącą, nie nazbyt głośną - w sam raz by się w niej zanurzyć i odpłynąć.

"Dive" wydana została przez Villains Records i można ją mieć za "płać-ile-chcesz". Kolejna przyjemna niespodzianka.


poniedziałek, 23 stycznia 2017

:Watchcamp: - The Daisy Heaves, Espectro, Forsaken Autumn, Utvar, Вот Мой Дом EN

Let's begin a series of posts with some tracks by bands that simply don't have more or are about to come back with new material. We're looking closely at them and waiting for more music.

Espectro - Für Immer - annoyingly noisy ambient from Chile that sounds like a night in the snowy Andes. :facebook:



Forsaken Autumn - Touch - loud shoegaze from China, a new track after year of silence. Don't regulate your speakers. :facebook:



The Daisy Heaves - Jingwei - psychodelic and dreamy, barely hearable shoegaze leaves us with many questions and no answers. We need more by the Americans. :facebook:



Utvar -  Noći Rata - new song by the Srbian project from Zrenjaninu. Delicate and extremely moody dreampop. :facebook:



Вот Мой Дом - Закрытая Дверь - Russian dreampop with keys and winter "dacha" cabin on the cover, this is something for me. :vk:


:Watchcamp: - The Daisy Heaves, Espectro, Forsaken Autumn, Utvar, Вот Мой Дом PL

Początek serii postów z pojedynczymi utworami debiutujących zespołów lub zapowiadającymi nowe albumy. Bierzemy zespoły pod lupę i czekamy na więcej muzyki.

Espectro - Für Immer - nieznośnie noise'owy ambient z Chile brzmi jak noc w śnieżnych Andach. :facebook:



Forsaken Autumn - Touch - głośny shoegaze z Chin, nowa piosenka po roku nieobecności. Nie należy regulować odbiorników. :facebook:



The Daisy Heaves - Jingwei - psychodeliczny i oniryczny, ledwo słyszalny shoegaze zostawia więcej znaków zapytania niż odpowiedzi, czekamy na więcej od Amerykanów. :facebook:



Utvar -  Noći Rata - nowy utwór serbskiego projektu ze Zrenjaninu. Delikatny i niebywale nastrojowy dreampop. :facebook:



Вот Мой Дом - Закрытая Дверь - rosyjski dreampop z dzwonkami i zimową daczą na okładce to coś zdecydowanie dla mnie. :vk:


sobota, 21 stycznia 2017

:Łabandzi Śpiew Magazine: Rzeczywistość nie jest jednowymiarowa - wywiad z Rev Rev Rev PL


Jedna z najlepszych płyt shoegaze'owych 2016 roku powstała w słonecznej (chociaż najwyraźniej też mglistej) Italii. Oniryczna muzyka z brzęczącymi kwiatami w rolach głównych jest dziełem wspaniałych ludzi z Rev Rev Rev. Miałem okazję zadać kilka pytań Laurze i Sebastianowi z zespołu i dowiedziałem się, że czasem nawet członkowie zespołów nie wiedzą skąd się wzięła ich nazwa, ile wymiarów ma rzeczywistość (co najmniej dwa) i kogo można winić za genialne "Blame". Grazie, Rev Rev Rev!

ŁŚ: Muszę zapytać o waszą nazwę. Najpierw pomyślałem, że chodzi o "rew" na przycisku przewijania na starych magnetofonach ale zorientowałem się, że pisałaby się przez "w" (a przewijanie historii muzyki do shoegaze'owych lat 90. w waszym przypadku miałoby wiele sensu). Więc skąd wzięło się "Rev Rev Rev"?
RRR: Krąży na ten temat wiele legend. Niektórzy twierdzą, że pochodzi od "rev rev rev", angielskiego zwrotu oznaczającego dodawanie gazu. Inni koncentrują się na efekcie pogłosu wstecznego (reverse reverb), którego używamy na kopy, a trzecie "Rev" przypisują francuskiemu słowu "rève", co znaczy "sen". Twoja hipoteza z przyciskiem "rew" też jest spoko., w końcu kasety miały wielki wpływ na historię gatunku. Jedno jest pewne - nie jesteśmy Reverends.

Dlaczego gracie właśnie shoegaze? Co jest w nim takiego niezwykłego?
Mieszkamy w bardzo mglistej okolicy i zawsze lubiliśmy mgłę... Może to ten sam mechanizm, dla którego kochamy niewyraźne, magmatyczne dźwięki, ścianę dźwięku, w której nie da się wychwycić pojedynczych elementów i którą słyszy się jako jedną całość.
Poza tym zawsze bardziej interesował nas ton niż rytm, melodia czy współbrzmienie. Część shoegaze'owych płyt (dla przykładu "Loveless") na zawsze zmieniła wagę przykładaną do roli tonu. Kto by pomyślał, że album może tak brzmieć? To hałas wyjęty ze snów...

All Our Pretty Songs

Ostatnio pojawiliście się na płycie "All Our Pretty Songs" wydanej przez The Blog That Celebrates Itself z nowymi wersjami utworów z “Nevermind” Nirvany zagranymi przez rożne zespoły. Wybraliście “Lithium”, utwór o pewnym bardzo samotnym człowieku, który stacza się w otchłań szaleństwa. Skąd ten wybór? Czy Nirvana była dla was tak ważnym zespołem?
Gdy wybieramy piosenkę, którą zamierzamy skowerować, wyobrażamy sobie jak możemy ją pozmieniać, jak zabrzmi zagrana w nasz własny sposób. W tym przypadku mieliśmy dwa pomysły związane z naszymi dwiema naturami: jedna zakładała stworzenie onirycznej wersji tak jakby bohaterowi udało się wydostać i pójść naprzód mówiąc sobie, że wszystko jest w porządku, druga to wersja mroczna, skąpana w pogłosach pokazująca ostateczne zwycięstwo szaleństwa. No i w końcu zdecydowaliśmy się zrobić obie.W końcu rzeczywistość nie jest jednowymiarowa.
Jako zespół nie jesteśmy specjalnie pod ich wpływem ale Nirvana zdecydowanie jest ważną grupą, któż by śmiał temu zaprzeczyć? - i każdy z nas jej w swoim życiu słuchał.

Kto jest więc waszą inspiracją? Czy są to tylko legendy shoegaze'u takie jak MBV czy RIDE, a może nie trzymacie się tylko i wyłącznie jednego gatunku?
Shoegaze'owe legendy (głównie MBV) zdecydowanie miały na nas wpływ, także The Jesus and Mary Chain, The Velvet Underground czy Mazzy Star. Lubimy też scenę psychodeliczną z takimi tuzami jak Spaceman 3, Loop, The Brian Jonestown Massacre. Ale słuchamy szerokiego muzycznego spektrum i wszystko nas w jakiś sposób inspiruje, od Debussy po The Stooges.

Des fleurs magiques bourdonnaient

“Des fleurs magiques bourdonnaient” to dla mnie jeden z najlepszych albumów 2016 roku i nie tylko ja tak myślę (Shoegazer Alive też go docenił). Jak tworzy się tak dobrą płytę? Zajęło wam to dużo czasu czy było bardziej spontaniczne?
Wielkie dzięki! Cóż, ja (Sebastian) byłem w ciężkiej sytuacji życiowej, gdy zacząłem pisać te utwory i chciałbym myśleć, że taka rozmyta muzyka była dla mnie pewną terapią. Bardzo chciałem użyć hinduskiej tambury, zastosować pewne strojenia gitar, dzięki którym współoddziaływanie na siebie strun tworzy hipnotyczny trip, skupić się na minimalistycznej strukturze utworów. Nie zajęło to dużo czasu, na próbach zaaranżowaliśmy utwory bardzo szybko ale miało to w sobie coś z rozdzierania tego, co uszyliśmy wcześniej w czasie miesięcy koncertów i prób. Cała nasza czwórka stworzyła nasz własny język i dzięki temu możemy powiedzieć, że ta płyta naprawdę nas reprezentuje.
Chciałbym też wspomnieć inżynierów dźwięku - Alessio Pindinelliego i Fabio Galeone z Wax Studio, którzy są świetnymi gośćmi i świetnie się z nimi pracowało.

Tytuł pochodzi z wiersza Arthura Rimbaud z tomu "Iluminacje". Co on dla was oznacza?
Uznaliśmy, że ten wierz w jakiś sposób współgra z tym, co robimy. Jest jak sen, halucynacyjna poezja to taki zamglony głos podświadomości. Całkiem jak shoegaze, prawda? Poza tym zagłębiliśmy się w język mitów, a jeśli chodzi o strukturę utworów szukaliśmy esencyjności. No i w końcu "Iluminacje" składają się z odrębnych idylli, tak jak nasz album składa się z odrębnych piosenek.

"Iluminacje" Arthura Rimbaud

Moim ulubionym kawałkiem z “Des fleurs…” jest “Blame”. Tekst jest dość ciężki, zainspirowały was prawdziwe wydarzenia? W jaki sposób powstał?
Ja (Laura) pamiętam, że "Blame" był jednym z pierwszych utworów, który nagraliśmy. Pewnego wieczoru graliśmy jego fragmenty na próbie, a następnego dnia ułożyłam słowa. Zazwyczaj wyobrażam sobie jaki nastrój czy sytuację utwór przywołuje mi na myśl. Nie powstał z inspiracji prawdziwymi wydarzeniami ale też znajdowałaś się w ciężkiej sytuacji. opowiada o kimś, kto doznaje przerażających, szaleńczych wizji i, mimo że wie, że to wszystko jest w jego głowie, nie może się ich pozbyć więc poza tym, że jest przerażony, również obwinia za nie sam siebie.

Jakie macie plany na 2017 rok? Nie planujecie może europejskiej trasy?
Chcielibyśmy zagrać najwięcej koncertów jak tylko się uda. W 2016 koncertowaliśmy w Wielkiej Brytanii, Francji, Belgii, Włoszech, Szwajcarii i Austrii, teraz mamy za sobą rozmowy w sprawie występów na Sycylii i pewnie wybierzemy się znów w kwietniu do Francji i Szwajcarii. Ale fajnie byłoby zagrać też w innych miejscach.

Więcej o “Des fleurs magiques bourdonnaient” przeczytasz tutaj, zobacz też strony zespołu na bandcampie i facebooku oraz jego oficjalną stronę.

:Łabandzi Śpiew Magazine: The Reality Is Not One-Sided - an interview with Rev Rev Rev EN


One of the best shoegaze albums of 2016 came out in sunny (and apparently also foggy) Italy. The dreamy music with trembling flowers in the spotlight was created by lovely people of Rev Rev Rev. I could ask Laura and Sebastian some questions and I learned that even bands themselves may not know what their name means, how many sides reality has (at least two) and who is to blame for the wonderful "Blame". Grazie, Rev Rev Rev!

ŁŚ: I have to ask about your name. First I thought it’s from “rewind” like it was written on cassette players in the past but then I realized it should be written with “w” (although rewinding the history of music to get back to the shoegaze nineties made some sense with you). So, how is it with “Rev Rev Rev”? 
RRR: Many legends circulate about it. Some say it's because of “rev rev rev”, an English expression meaning to hit the gas and raise the engine speed. Others put their focus on reverse reverb, an effect that we use in copious amounts, and ascribe the third Rev to the French word "rève", meaning “dream”. Your hypothesis about the "rew" button is cool too: after all, cassettes have played a major role in shoegaze history. Only one thing we can state for sure: we are not Reverends.

What do you find so appealing in shoegaze? Why do you play it? 
We live in a very foggy area and we've always liked fog... Maybe it's the same mechanism that makes us love blurry and magmatic sounds, a wall of sound where you can't identify single elements and just hear the whole. 
Also, we've always been into tone more than rhythm, melody or harmony and some shoegaze albums (one for all is "Loveless") have forever changed the way people approach to tone: who would have imagined an album could sound like that? It's the noise of dreams...

All Our Pretty Songs

You’ve recently appeared on The Blog That Celebrates Itself’s album “All Our Pretty Songs” with new version of Nirvana’s “Nevermind” played by various bands. You perform “Lithium”, a song about some really lonely guy who lost it and ends up really crazy. Why did you chose this track? Is Nirvana that important to you? 
When we choose a song to cover, we imagine how we could change it and how it would sound played our way. In this case we had two ideas related to two sides of us: one was to make a dreamy version, like if the guy of the lyrics was escaping and attempting to keep on and tell himself everything's okay; and the other one was to make a dark version, awash in a huge amount of feedback representing the takeover of his madness. We eventually chose to do both... After all, reality is not one-sided. 
As a band, actually we're not particularly influenced by them, but Nirvana are definitely an essential band - who could deny it? - and all of us have listened to them. 

Who are your inspirations then? Are they only shoegaze legends like MBV and RIDE or you don’t stick to one genre? 
Definitely shoegaze legends (mainly My Bloody Valentine) have influenced us a lot, along with The Jesus and Mary Chain and The Velvet Underground and Mazzy Star; we also love the psych scene, starting from the milestones Spacemen 3, Loop, The Brian Jonestown Massacre... But we listen to a wide range of music and all of it somehow inspires us, from Debussy to The Stooges.  

Des fleurs magiques bourdonnaient

I found “Des fleurs magiques bourdonnaient” one of the best albums of 2016 and I wasn’t the only one to do so (Shoegazer Alive appreciated it as well). How do you create such a good album? Did it take long or was it more a spontaneous thing? 
Thanks a lot! Well, I (Sebastian) was in a rough period when I started crafting these songs, and I'd like to believe that fuzzy music was a sort of therapy. I was very keen on adding Indian tanpura drones, using certain guitar tunings where the interaction between strings produce hypnotic rapture, and staying very minimal with structure. It didn't take much time, at rehearsals we arranged the songs together very quickly, but it was like ripping what we had sown in the previous months of touring and rehearsals. The four of us had developed our own language, and we can say this album actually represents us. 
I would like to mention also the sound engineers, Alessio Pindinelli and Fabio Galeone from Wax Studio, who are really great guys and made an awesome work with us. 

The title comes from Arthur Rimbaud’s poem from "Illuminations" anthology. What does it mean to you? 
We found this poem somehow resonating with what we were doing. Its dream-like, hallucinatory poetry is a fuzzy voice from the subconscious. Quite much a shoegaze thing, isn't it? Also, in our modest way we plunged into the language of Myth and in terms of song structure we looked for essentiality. Finally, "Illuminations" are made up of self-contained idylls, like our album, where each song is quite apart from the others.

"Illuminations" by Arthur Rimbaud

My favourite song from “Des fleurs…” is “Blame”. The lyrics are pretty heavy, was it inspired by real events? How was it created? 
I (Laura) remember that “Blame” was one of the first songs of the album to be created. We had played for the first time the main parts at rehearsals on one evening, and the day after I composed the lyrics. I usually try to imagine what kind of mood or situation the music reminds me of... It was not inspired by real events, it was just a tough period for me. It's about someone seeing and feeling terrifying, insane visions, and he knows it's all in his head but can't stop thinking and feeling those things, so besides being scared he also blames himself for this. 

What are your plans for 2017? Are you planning a European tour perhaps? 
We would like to play live as much as possible. In 2016 we played UK, France, Belgium, Italy, Switzerland and Austria; now we are in talks for some gigs in Sicily and probably we're going to play once more France and Switzerland in April; but it would be great to play in other areas too. 


You can read more about “Des fleurs magiques bourdonnaient” here, check also band's bandcamp and facebook pages and their official site.

piątek, 20 stycznia 2017

Sacrifice In Siberia - Void (2016) EN


The week ends with a real kick in the teeth. Raging post-metal from Krasnodar - Sacrifice In Siberia. Although the city is located close to the Black Sea so its climate must be quite pleasant, two things are certain and probably coded in genes - Russians know everything about the Siberian cold and how to do post-metal.

It doesn't matter whether SIS's playing in this moment a delicate passage with funeral-like strings or fierce guitar rage (and they get from one to the other very often and very suddenly) - everything sounds like a lonely voyage through the desolation of the northern Russia. The wrath and grief and sadness and nostalgia, all in one, there's no better way to express those kinds of feelings than loud guitar post-rock. If you want to swim in them, you should put "Devastated" on a loop and feed your ears with the ever changing landscape of Siberia.

"Void" can be bought for 7 USD.



Sacrifice In Siberia - Void (2016) PL


Na koniec tygodnia prawdziwy kopniak w zęby. Gwałtowny post-metal z Krasnodaru - Sacrifice In Siberia. Co prawda miasto leży w pobliżu Morza Czarnego, więc klimat musi mieć całkiem przyjemny, jednak dwie rzeczy są pewne i zapewne genetyczne - Rosjanie znają się na zimnie Syberii i robieniu post-metalu.

Nieważne czy SIS gra akurat łagodną suitę z wykorzystaniem cmentarnych smyczków czy ostre napierdalando na gitarach (a przechodzą z jednego w drugie bardzo często i gwałtownie) - wszystko przywodzi na myśl samotną wędrówkę po bezdrożach północnej Rosji. Gniew i jednocześnie żal, smutek i nostalgia - takie uczucia nie mają lepszego środka wyrazu niż głośny gitarowy post-rock. Jeśli macie ochotę się w nich popławić to zachęcam do zapętlenia "Devastated" i podziwiania zmiennego krajobrazu Sybiru.

"Void" kupić można za 29 złotych (7 USD).



czwartek, 19 stycznia 2017

Superficial - Montevideo (2017) EN


Superficial is an artistic nickname of Federico Schmid of Buenos Aires. The three sets of ideas he follows in his art (and perhaps in his life) are romanticism, symbolism and hedonism. The first two can be easily found in "Montevideo" since such enigmatic music is a symbol of its own. But hedonism? Maybe some of the people in the audience will adapt it for the soundtrack of their daily pleasures.

"Montevideo is a collection of song created in 2015-16 in one of Argentinian rooms. They're mixture of ambient, delicate noise and elements of post-rock, that forces in subconsciousness and feels itself at home there. It's also a musical journey. It has to take place somewhere near the capital city of Uruguay. Among sleeping oaks and the lakes of mercury in which one can bath. Doesn't it sound pleasant? It's also "pure melancholy, the one that cannot be explained, and uncertain future that come from the unpredictable fate".

The album is available for "pay-what-you-want". Delicious. 



Superficial - Montevideo (2017) PL


Superficial to pseudonim artystyczny Federico Schmida z boskiego Buenos w Argentynie. W swojej twórczości (a może i w życiu) kieruje się trzema ideami - romantyzmem, symbolizmem i hedonizmem. Pierwsze dwa łatwo odszukać na "Montevideo" bo tak enigmatyczna w przekazie sztuka musi sama w sobie być symbolem. Ale hedonizm? Być może dla części słuchaczy stanie się ona ścieżką dźwiękową dla zażywanych przyjemności.

"Montevideo" to zbiór utworów stworzonych w latach 2015-16 w jednym z argentyńskich pokojów. Są one mieszaniną ambientu, delikatnego noise'u i elementów post-rocka, który wpycha się w podświadomość i rozgaszcza się tam jak u siebie. Jest to również muzyczna podróż. Musi odbywać się gdzieś niedaleko stolicy Urugwaju. Pośród śpiących dębów i jezior rtęci, w których można wziąć kąpiel. Czy nie brzmi to rozkosznie? Jest to również "melancholia w najczystszej postaci, taka której nie da się wytłumaczyć i niepewność przyszłości, która nadchodzi z gestii nieobliczalnego losu".

Płyta dostępna jest za "płać-ile-chcesz". Pysznie.



środa, 18 stycznia 2017

Lazy Legs - Chain of Pink (2017) EN


Shoegaze with the symbol of an octopus! The cover is extremely fitting, what animal has more "lazy" legs than the cephalopoda? But even forgetting about the name and the cover, Lazy Legs is still surprising because they play something that is not that common - a mixture of true American dreampop or delicate shoegaze and authentic post-rock. In some tracks ("Chain of Pink") they sound like MBV in their best times and in some other ("Flicker") like spiritual Mogwai. I dig it.

Especially that the comparisons are well earned. The wall of guitar noise in the second song sounds like magic, and the way it's put together with airy backing vocals made me shiver. And the whole thing crushes into piercing clamour in "Flicker". The trio from Chicago doesn't hide their inspirations and enlists the whole pantheon with MBV, Sonic Youth and Wirr on their Facebook. They have to be really loud playing live.

"Chain of Pink" is available for "pay-what-you-want". But it's not to go unnoticed that all the income will be used to help non-profit organizations - Planned Parenthood, Sierra Club and American Civil Liberties Union.




Lazy Legs - Chain of Pink (2017) PL


Shoegaze spod znaku ośmiornicy! Okładka jakże trafnie dobrana - jakie zwierzę może mieć bardziej "leniwe" nogi niż właśnie ten głowonóg? Ale nawet bez tego Lazy Legs są zaskakujący bo grają wcale nieczęsto spotykane połączenie - prawdziwego amerykańskiego dreampopu lub łagodnego shoegaze'u z autentycznym post-rockiem. Miejscami ("Chain of Pink") brzmią zupełnie jak MBV za dobrych czasów, czasami jak natchniony Mogwai ("Flicker"). To wciąga.

Zwłaszcza, że porównania te nie są na wyrost. Ściana gitar w drugim utworze brzmi fenomenalnie, a połączenie z eterycznymi chórkami wywołuje ciarki na grzbiecie. Szczególnie, gdy całość załamuje się przejmującym jazgotem we "Flicker". Trójka z Chicago nie ukrywa inspiracji i wymienia wśród nich cały panteon z MBV, Sonic Youth i Wirr na czele. Na żywo muszą być bardzo głośni. 

"Chain of Pink" dostępna jet za "płać-ile-chcesz". Nie bez znaczenia jest jednak fakt, że dochód ze sprzedaży przeznaczony będzie na organizacje non-profit - Planned Parenthood, Sierra Club i American Civil Liberties Union.




wtorek, 17 stycznia 2017

Milchstrasse - 2016 (2016) EN


"Glockenspiel" is the keyword for this post. Bernhard Wohner of Wien, nicknamed Milchstrasse (meaning the Milky Way in German obviously) likes it very much. Plus, he creates extraordinarily moody electronic dreampop that instantly gets into your soul (via ears and so forth).

Taking topic of music into consideration we get as far from yesterday's painful Paragraphs as it's possible. "2016" is optimistic, full of understanding for pain and instant consolation. "I will find my way back/back home to you" says "Parallels", "Everything will be alright/everything will be OK" sings  "Everything [...]" and not to mention "We'll All End Up Well". "Parallels" mentioned is undoubtedly the very peak of the album. Not too complicated but touching lyrics and the melodies of Glockenspiel create an ultimate must-hear song for every romantics wandering in foggy mountains. Magic. Plus, mountain chalet-like guitar and the sound of fireplace in "We'l All..." and surprisingly unfitting for the whole thing  (and for Glockenspiel) spoken monologue in "Supernova" complete the album.

We can get "2016" for "pay-what-you-want".

Oh, yes, "Glockenspiel" means cymbals.


Milchstrasse - 2016 (2016) PL


"Glockenspiel" to słowo klucz dla tego postu. Bernhard Wohner z Wiednia tworzący jako Milchstrasse (naturalnie "Droga Mleczna" po niemiecku) bardzo je lubi. I robi przy tym niezwykle nastrojowy elektroniczny dreampop, który wpada natychmiast w uszy i w duszę.

Tematycznie oddalamy się od wczorajszego Paragraphs jak to tylko możliwe. "2016" to płyta optymistyczna, pełna zrozumienia dla bólu i natychmiastowego pocieszenia. "Znajdę drogę z powrotem/ z powrotem do domu i do ciebie" mówi nam "Parallels", "Wszystko będzie dobrze/ wszystko będzie w porządku" śpiewa "Everything [...]" o "We'll All End Up Well" nie wspominając. Właśnie "Parallels" jest niekwestionowanym przebojem płyty. Nieskomplikowany ale przejmujący tekst i melodyjność Glockenspiel tworzą prawdziwy hit dla zagubionych we mgle romantyków. Magia. A do tego schroniskowa gitara i dźwięk płonącego kominka w "We'll All..." oraz zaskakująco niepasujący do całości (i do Glockenspiel) monolog z "Supernova" dopełniają całości.

"2016" możemy mieć za "płać-ile-dusza-zapragnie".

A, Glockenspiel to po polsku cymbałki.


poniedziałek, 16 stycznia 2017

Paragraphs - I Went Outside, I Could Hear The Houses Breathing, They Were Alive (2017) EN


Should one recommend a visit in a head of a person suffering from depression? Should one like those visits? When you listen to "I Went Outside..." it seems that the answer is 2 x yes. Paragraphs (not the most famous music project under this name and not even the second one and probably not the third - no wonder this London-based Paragraphs had so much troubles with the Bandcamp account address) tried to describe the sickness, "this album is probably the closest I will come to explaining what it feels like to suffer from depression" writes the artist, he tried and won. Because the album is perfect.

Paragraphs knows no mercy. He doesn't waste his breath for metaphors and blurts out everything as if he was sitting in his psychologist's office. even if sometimes it may get very close to exaggeration (the last track, "Everyone I Love Will Die was perhaps too much). And yet, the lyrics, as for example the one in "I Couldn't Do Anything Quietly" - "I want to talk /But I've got nothing to say/I want to walk/But everywhere looks the same/I want to love/But all I feel is pain/Forever forgotten" sound extremely melodic. So you want to listen, hum and go deeper and deeper inside them. Perhaps it's dangerous.

The whole thing is dressed in neat lo-fi balancing between ambient, dreampop and post-rock so the spectrum is wide and well fitting the topic. And yes, one of few, if not the only one, metaphor is the album's title. And this metaphor is striking.

"I Went Outside..." is available for 2 GBP.




Paragraphs - I Went Outside, I Could Hear The Houses Breathing, They Were Alive (2017) PL


Czy powinno się polecać wizyty w głowie chorego na depresję? Czy takie wizyty powinny się tak podobać? Słuchając "I Went Outside..." wydaje się, że tak. Paragraphs (nie najbardziej znany projekt pod tą nazwą i nie drugi i chyba nawet nie trzeci - to wyjaśnia problemy tego londyńskiego Paragraphu z domeną w adresie konta na Bandcampie) wziął się za rogi z opisaniem tego schorzenia, "tym albumem jestem prawdopodobnie najbliżej opisania czym jest chorowanie na depresję jak tylko kiedykolwiek będę" pisze artysta, wziął się i wygrał. Bo płyta jest świetna.

Paragraphs nie bierze jeńców. Nie marnuje tchu na metafory i wyrzuca z siebie wszystko jak na kozetce w gabinecie psychologa, nawet jeśli momentami zakrawa o przesadę (ostatni utwór, "Everyone I Love Will Die" to już było trochę za dużo chyba). A mimo to teksty takie jak te w "I Couldn't Do Anything Quietly" - "Chciałbym porozmawiać/ale nie mam nic do powiedzenia/Chciałbym spacerować/ale wszystko wygląda dla mnie tak samo/Chciałbym kochać/ale czuję tylko ból/Na zawsze zapomniany" brzmią niezwykle melodyjnie. Aż chce się słuchać i nucić i w nie zagłębiać. Może to niebezpieczne.

Wszystko to ubrane jest w zadbany lo-fi i balansuje między ambientem, dreampopem i post-rockiem więc spektrum szerokie i doskonale dobrane do tematyki. I tak, jedną z nielicznych, jeśli nie jedyną, metaforą jest tytuł płyty. A jest to metafora uderzająca.

"I Went Outside..." kupić można za 10 złotych (2 GBP).




sobota, 14 stycznia 2017

:Łabandzi Śpiew Magazine: The Seismic Waves EN


ŁŚ Magazine - extra reading for your weekend, something like those broadsheet add-ons every weekend so you can spend some time over Sunday coffee. But this one is about music. And Mongolia. (hopefully, it's going to appear every weekend)

I discovered Mongolian The Seismic Waves via their album "Distorted Vision" released in October 2016 and I got excited about it with the first time I heard it. Now, after a short interview with Ulemj from the band I gladly found out that they are equally excited about making music. He told me a lot about the music scene of Mongolia, his musical inspirations and whose vision was actually distorted when recording the album. Fun to meet him (even if only on-line), bayarlalaa, Ulemj.


ŁŚ: Can you describe the music scene of Mongolia? People usually know only some folk, deep throat singers. What does Mongolian underground music look like? Is there anything you could recommend to us? TSW: As you might already know we are a big country with a small population. Soo, the music scene is very small and especially the underground music is minuscule. So it’s kinda cool that you know about us. Mongolia was under Soviet reign for almost 7 decades and during that time some of the most influential bands such as Soyol-Erdene came out, in the 70s. You should check’em out. People always think we’re more influenced by Chinese culture, but we’re actually more Russian and European. Our language sounds like nothing you’ve heard before though, haha. That was a little about Mongolia overall and its music scene. Like Russia the old Soviet time pop stars are still huge and the commercial music scene is very old. We’re definitely more proud of Mongolian traditional music in general, throat singing is pretty amazing. I have some traditional influenced songs, personal ones. As for the underground music scene, “Indie music” scene was pretty fast developing in the early 2000s, and now it’s somewhat uniform. Bands to recommend: new upcoming indie folk singer-songwriter Magnolian is doing really well, he got some sweet overseas reviews and played in a festival and stuff in Korea, Zandari. There’s The Colors. They played in V-Rox festival in Russia, same goes with Mohanik - they are somewhat pioneers of the indie music scene, 11 years. If you’re interested in more Mongolian traditional based music you should definitely check them out. “Amarbayasgalant” is the album. Other mentions would be: Futuroma (indie pop), Homosapien's (post-rock), The Tourists (hard rock). If you’re interested in hip hop music, there’s a beat maker from Uvs province which is very far from the capital city and he doesn't even speak english but he’s an amazing beat maker influenced by artists like Damu The Fudgemunk, Gang Starr. He goes by the name Bodikhuu.

Mohanik

ŁŚ: ...and where are you in there? Are you quite known or still very much underground? TSW: We are still very much underground, people don’t know us. I compose all my songs in my bedroom, and hope they won’t stay there too, haha. We started playing in march 2016. My bandmates are all my high school mates. So it’s a classic teenage “Let’s start a band” kinda story! As soon as we were formed, we got a gig at an Opening Concert for the only live music festival in Mongolia, which is Playtime. That was out first ever gig and since then we’ve only played maybe at 5 gigs or so. The feedback from the Playtime organisers was pretty good, they were shocked that we were so young and there are not many shoegazing, post-rock bands in Mongolia. ŁŚ: What are your inspirations? You sound as if you get them from various famous bands. Which ones are your favourite? TSW: As a typical 17 year old boy who was in love, I wanted to write a song for my girlfriend and that’s how it all started. I began listening to Mono (Japan) and really old traditional Mongolian songs. And Slowdive was definitely a huge influence on me, and they still are. I can really relate to them because they were the same age as me when they started. And both Neil and Rachel were really in love and I guess it's the roots of most songs in most bands. As simple as that. Favourite bands: Slowdive, My Bloody Valentine, Joy Division, Drop Nineteens, unhappybirthday.

"Distorted Vision"

ŁŚ: In October 2016 you released the album called “Distorted Vision”. Whose vision is being distorted?
TSW: “Distorted Vision” songs were all written by me in my bedroom and so I had no professional recording devices or equipment such as a sound card etc. It was really difficult to record and get the perfect sound that I had in my mind. And that’s why my vision of a perfect sound was distorted. There was always unwanted white noise, laptop fan noise or amp fuzziness, all songs are made with only two pedals. 


ŁŚ: My favourite track from “Distorted Vision” must be “Cosmic Lover”. How was it created? Who is the cosmic lover?
TSW: “Cosmic Lover” was created again in my bedroom. I used to watch a lot of space related documentaries about black holes, nebulae, the Milky Way, neutron stars, distant planets, etc. And that’s how “Cosmic Lover” was written. 

"Cosmic Lover" single
ŁŚ: This short album is still very diverse, some tracks are more catchy, some are very post-punk, other are rather dreampop or post-rock music. Which genre does suit you best? Do you prefer playing something over something else?
TSW: You are right about the EP album being diverse in genre. As most debut EPs, it's the collection of all the songs and genres we like and if you ask me now, we prefer more space music blended with shoegaze, like Golden Hair by Syd Barrett (Slowdive cover) which is the only cover song we love to play. ŁŚ: What are your plans for 2017? It’s probably not really possible for you to come to Europe, right? TSW: We have no plans for 2017. I’m sure I will continue playing and writing songs as it comes very naturally and it’s almost like a routine. I just keep on writing, no matter if the song turns out good or not. So yeah. Yes, you can say it’s almost impossible for us all to come to Europe because bandmates are all going to study abroad.

Read more about The Seismic Waves' "Distorted Vision" here. Check also out the band's Bandcamp and Facebook accounts.