Wyglądają na zawadiaków ale zamiast destrukcyjnego punka albo chociaż wyluzowanego surfpopu grają znakomicie nastrojowy shoegaze. Infinity Girl, chłopaki z Nowego Yorku, właśnie wydali nową płytę i jest na czym ucho zawiesić.
Rozrzedzone wokale i powolne gitary to znaki charakterystyczne grupy, potrafią zagłuszyć i spowolnić każdy dzień. Ich muzyka jest z jednej strony melodyjna, a z drugiej sprawia wrażenie jakby nie chciała taka być. Niemniej, na płycie znaleźć można kilka perełek, na czele z moim ulubionym, neurotycznym "But I'm Slow", surowym "Derail Me" czy zupełnie chaotyczne "Anything".
A jednak z punkowej nowojorskiej sceny trochę w nich jest. Ta surowość, nie do końca pasująca to łagodnego dywanu dźwięków w shoegaze'ie. Nie mówiąc już o tym, że aby otagować ich na FB należy napisać "ihateinfinitygirl".
"Somewhere Nice, Someday" można mieć za płać ile chcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz