Kto z nas przypuszczał, że Toronto, to miasto w Kanadzie, potrafi być nieznośnym miejskim molochem? Że cokolwiek w Kanadzie potrafi? A jednak. "Toronto potrafi na swój sposób znużyć człowieka. Ciągły hałas, krzątanina i pośpiech zostawiają mało miejsca dla cichej refleksji". Antidotum na to wszystko ma być pierwsza długogrająca płyta kanadyjskiej artystki Lisy Marie Kruchak - "Miles of Prairie".
Słychać tu konie biegnące przez tytułowe mile prerii, słychać mijane zagajniki i tętent krwi. Ucieczkę w kraj ciemnego jak niebo ponad ogniem folku, ucieczkę od samotności, utraty i zdrady. Chociaż czy ucieczka jest właściwym słowem? Bardziej brzmi to na nocną jazdę po prerii i kontemplację tych uczuć - nie da się od nich uwolnić ale może da się ja ogarnąć rozumem. Największą robotę robi na płycie gitara o bardzo ciężkich strunach, której dźwięk powoduje, że niemal czujemy opór, jaki stawia palcom. Równoważą ją zaskakująco skoczne melodie i okazjonalne chórki ("Sometimes") a pogłębiają różnego rodzaju zabrudzenia ("Lonely Heart"). Kruchak, tak jak sugeruje to polsko brzmiące nazwisko i jej zdjęcia, to czarny kruk w śnieżnym krajobrazie patrzący na mroźne uczucia i łyskający inteligentnymi, rozumiejącymi oczyma.
"Miles of Prairie" nagrano w Slaughterhouse 754, kosztuje 31,5 złotego (10 CAD).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz