Les Cygnes Noirs, czarne łabędzie, pasują jak ulał do ŁŚ nie tylko ze względu na nazwę. Zespół we wspaniały sposób łączy bardzo różne gatunki i w sumie gra post-rockowy kabaret. Brzmi jak Regina Spektor, która najadła się strachu i zaczęła słuchać 65daysofstatic i grać ich covery A do tego teksty, których nie rozumiem bo francuski traktuję z nieufnością ale z pewnością są ważnym elementem kompozycji. Nie wiem ale to akademicki strzał.
Utwory zagrane są na ciężko brzmiące pianino i rytmiczną perkusję i to chyba ona zmienia perspektywę. Z "normalnego" projektu z panią siedzącą za pianinem zmienia się w coś więcej, coś głębiej. A do tego rzeczona pani ma niski, przejmujący głos, który samą barwą sugeruje, że śpiewane są słowa ważne i niebanalne.
Płytę otwiera długi "Dans Tes Pas" będący mniej kabaretowym, a bardziej post-rockowym kawałkiem, który przypadkiem jedynie zagrany został na pianinie. Warto wsłuchać się w te klawisze. Polscy słuchacze zainteresować się mogą "Le Tren", którego fragmenty brzmią jak szybka wersja "Lewiwy" Patrick the Pan, a który kończy się gwałtownie i szybko jakby w wokalistkę wstąpiły nagle muzyczne demony. Ucho wyłapuje z przyjemnością kolejne nuty grane przez francuski duet. Uwagę przykuwa "Léo" - każdy, kto ją usłyszy, będzie wiedział dlaczego oraz "Pour Toi" zamieniejące się stopniowo w coś pomiędzy czarnym kabaretem a pieśnią wojskową i z powrotem. Nie mówiąc już o ostatnim utworze, który jest typowym post-rockowym trackiem wykorzystującym nagrany monolog. Jak cała płyta - zachwyca wieloznacznością.
"UN" kosztuje kosztuje 35 złotych (8 EUR).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz