Trudno za wielką niespodziankę uznać fakt, że ekipa z Kaliforni wie jak gra się shoegaze. To rozumie się samo przez się. Większą niespodzianką jest fakt, że RIDE wcale nie reaktywowało się pod własną nazwą, oni wrócili jako Giant Surprise.
Posłuchajcie "Dive" i spróbujcie uwierzyć, że nie pochodzi z "Nowhere". Ciężko. Mimo, że grupa nie wskazuje RIDE jako swojej inspiracji (zapewne dla zmyłki) nie uwierzę, że nie jest pod ich wpływem. Podobne melodie i shoegaze'owa estetyka a nawet... wokal, który z łatwością pomylić można ze śpiewającym Andy Bellem. To same komplementy bo muzyka wcale nie brzmi wtórnie. Raczej tak, jak RIDE chcieliby brzmieć po powrocie z muzycznych zaświatów. Zwłaszcza sekcja gitarowa jest pełna onirycznej energii i tworzy idealną ścianę - nie nazbyt charczącą, nie nazbyt głośną - w sam raz by się w niej zanurzyć i odpłynąć.
"Dive" wydana została przez Villains Records i można ją mieć za "płać-ile-chcesz". Kolejna przyjemna niespodzianka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz